Cytat tygodnia

"W angielskich drużynach jest za dużo obcokrajowców
pełniących kluczowe role. Ma to wpływ na obecną
dyspozycję kadry narodowej. To właśnie dlatego
reprezentacja Anglii nie jest na takim poziomie
co Hiszpania, Włochy czy Niemcy."
Prezydent FIFA Joseph Blatter.

czwartek, 14 lutego 2013

Harry Gregg - przykład prawdziwego bohaterstwa



6 luty 1958 rok to najczarniejszy dzień w historii Manchesteru United. Dzień, który postawił nad przyszłością klubu ogromny znak zapytania. Znak ten został jednak szybko rozwiany przez tych, którzy przeżyli w katastrofie i mimo straty większości kolegów z drużyny, a także znajomych z poza klubu, odbudowali drużynę na zgliszczach wielkiej tragedii.


"Czerwone Diabły" wracały z Belgradu do Manchesteru jako półfinalista Pucharu Europy. Wśród zawodników panowała bardzo miła atmosfera. Grano w karty, czytano książki i czasopisma. Rozmawiano także o najbliższych spotkaniach czekających ekipę z Old Trafford. Wtedy nikt się nie spodziewał, że tego dnia może wydarzyć się coś złego.

Po zatankowaniu w Monachium, piloci James Thain i Kenneth Rayment otrzymali zgodę na wyruszenie w podróż do Manchesteru. Podczas pierwszej próby wykryli jednak niezgodność w pracy silnika i przerwali lot powracając na miejsce pasa startowego. Podczas drugiej próby ponownie wystąpił problem, tym razem ze zbyt wysokim ciśnieniem w silniku numer 1. Kilka minut po godzinie 16 piloci podeszli do trzeciej próby startu. Zakończyła się ona tragedią. Samolot wypadł z pasa, przerwał barierkę okalającą lotnisko, przeciął pobliską drogę i uderzył w domostwo oraz pobliskie drzewo.

Byli ci, którzy zginęli na miejscu. Byli także ci, którzy wyszli z wraku o własnych siłach. Wśród nich był bramkarz, Harry Gregg. Mimo ostrzeżeń, że samolot w każdym momencie może wybuchnąć, Irlandczyk myślał tylko o tym, jak pomóc pozostałym poszkodowanym. Natychmiast wziął się za ratowanie innych. Wykazał się niesamowitym bohaterstwem i odwagą.

"Nikt nie krzyczał. Najpierw zrobiło się ciemno, a następnie nienaturalnie jasno. Pojawiły się iskry i głuchy odgłos uderzenia. Nie da się tego opisać. W końcu zapadła ciemność. Myślałem, że umarłem. Gdy w końcu doszedłem do siebie, zacząłem się czołgać w kierunku wyjścia. Zobaczyłem, że zniknął cały tył samolotu. Myślałem, że tylko ja wyszedłem cało z tego wypadku. Usłyszałem wtedy krzyk: 'Uciekaj durniu! Zaraz wybuchnie!'".

"Usłyszałem także krzycz dziecka i krzyknąłem, że w środku są ludzie. Uratowałem je i powróciłem do miejsca, gdzie było pełno gruzu. Zauważyłem tam także jego matkę, która znajdowała się w bardzo złym stanie. Poprzez kopnięcie zrobiłem dziurę w kadłubie i wypchnąłem ją przez nie".

"Próbowałem także wyciągnąć Alberta Scanlona. Robiłem wszystko co w mojej mocy, ale jego noga była uwięziona i nie dałem rady".

"Na tyłach samolotu odnalazłem nieprzytomnych, leżących na ziemi Bobby'ego Charltona i Denisa Violleta. Myślałem, że nie żyją, ale mimo wszystko wyciągnąłem ich na sporą odległość od wraku, który nadał płonął. Zauważyłem przytomnego trenera Matta Busby'ego. Miał ranę za prawym uchem, a jego kostka była przekręcona o 180 stopni. Podłożyłem mu coś pod głowę i opuściłem".

"Pomogłem także Jackiemu (Jackie Blanchflower, przyp. red.). Jego ramię wyglądało bardzo źle, krwawiło. Zrobiłem z mojego krawatu prowizoryczną opaskę uciskową. Dostrzegłem stojących w oddali Denisa i Bobby'ego. Doznałem ogromnej ulgi spowodowanej tym, że żyją".

Gregg popisał się prawdziwym bohaterstwem i ogromnym altruizmem pomagając innym, nie zważając na siebie. Mimo że należał do "Busby Babes" dosyć krótko, po tym jak Matt Busby ściągnął go za rekordową sumę 23 tysięcy funtów w 1957 roku, czuł się zobowiązany pomóc kolegom z drużyny.

Harry nie podłamał się i mimo tragicznych przeżyć powrócił na boisko trzynaście dni potem na mecz z Sheffield Wednesday w Pucharze Anglii. Był jednym z nielicznych, którzy po katastrofie w Monachium dalej stanowili trzon zespołu "Czerwonych Diabłów". Po trzech miesiącach od tragicznego zdarzenia wraz z pozostałymi kolegami dotarł do finału Pucharu Anglii, gdzie jednak Manchester United przegrał z Boltonem 2-0.

W następnych latach jego kariera nie była już tak kolorowa. Doznawał wiele urazów, które uniemożliwiały mu regularną grę. W 1966 roku zakończył przygodę na Old Trafford przechodząc do Stoke City jako grający trener. Tam rozegrał zaledwie dwa spotkania i postanowił zostać menadżerem. Trenował takie kluby jak Shrewsbury Town, Swansea City i Crewe Alexandra. W 1978 roku powrócił na Old Trafford jako trener bramkarzy. Jego przygoda zakończyła się wraz z objęciem stanowiska szkoleniowca "Czerwonych Diabłów" przez Rona Atkinsona.

George Best w swojej autobiografii tak wspominał Gregga z tamtych czasów: "Dla wszystkich kochających piłkę dzieciaków w Belfaście Harry był bohaterem i możliwość czyszczenia mu butów, kiedy przybyłem do United, stanowiła prawdziwy zaszczyt. Był on wysokim mężczyzną i najodważniejszym bramkarzem, jakiego kiedykolwiek widziałem, a możecie mi wierzyć, że w tamtych czasach granie w bramce wymagało prawdziwej odwagi".

W minionym roku, 15 maja, miało miejsce pożegnalne spotkanie Harry'ego Gregga. "Czerwone Diabły" mimo że 48 godzin wcześniej w nieszczęśliwy sposób straciły mistrzowski tytuł na rzecz Manchesteru City, przybyły do Irlandii by oddać hołd bohaterskim czynom i niesamowitej karierze Gregga. Manchester United na oczach 79-letniego bohatera pokonał zespół Irish League Select XI 4-1. Obecnie były bramkarz ekipy z Old Trafford wiedzie spokojne życie w Coleraine, miasteczku znajdującym się w Irlandii Północnej.






http://i.dailymail.co.uk/i/pix/2012/05/15/article-0-131B709F000005DC-650_634x455.jpg

"Odwaga to jedno, ale to, co pokazał Harry Gregg, było czymś więcej niż odwagą" - George Best.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

What a goal!

Jesteśmy na fejsie